Megatrend postępującej digitalizacji oraz automatyzacji pracy obejmuje dwa odrębne, lecz przenikające się wzajemnie trendy. Automatyzacja pracy to zastąpienie pracy wykonywanej przez człowieka pracą wykonywaną przez automat. Cyfryzacja to przeniesienie danych i decyzji do komputerów.
- W wielu czynnościach, praca wykonywana przez człowiek jest wypierana przez pracę maszyn.
- Również udział danych cyfrowych w pracy rośnie.
- Znajdujemy się obecnie fazie upowszechnienia cyfrowych, zautomatyzowanych funkcji kognitywnych maszyn.
- „Dziś niemal każdy może założyć własną stronę internetową, bez umiejętności programowania. Jeśli podobnie łatwe stanie się samodzielne tworzenie zaawansowanych programów automatyzujących pracę, jeśli stanieją roboty – wówczas megatrend gwałtownie przyspieszy” – komentuje Norbert Kołos z 4CF.
Digitalizacja i automatyzacja pracy – zarys trendu
Oba trendy różnią się narzędziami, lecz realizują ten sam cel – zastąpienie człowieka na rynku pracy. Co istotne dla zrozumienia istoty trendu, nie należy z góry oceniać procesu „zastępowania człowieka” wyłącznie negatywnie (jako pozbywania się go czy wykluczania z rynku pracy). Wręcz przeciwnie – choć konsekwencje społeczne pogłębiania się trendu mogą być głębokie i niezwykle znaczące, proces ten należy postrzegać raczej jako wspomaganie i wyręczanie człowieka w wielu dotychczasowych obowiązkach czy aktywnościach (by mógł zająć inne miejsce na rynku pracy). Nie należy go zaś rozumieć jako zupełne wyeliminowanie pracowników, którzy stracą środki do życia.
Krótkie definicje
Przez digitalizację (cyfryzację) pracy należy rozumieć zwiększenie udziału danych cyfrowych w czynnościach składających się na daną pracę. Znaczna część owych danych będzie cyfrowym odwzorowaniem rzeczywistych procesów i obiektów (tak jak skan jest cyfrowym odwzorowaniem opracowywanego przedmiotu, na przykład dokumentu). Przyjrzyjmy się temu na przykładzie z raportu 4CF „Kompetencje, jakich nie było”, opracowanego dla Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie. Cyfryzacja fabryk sprawia, że dane nt. działania linii produkcyjnych oraz zachowań pracowników, pozyskiwane z sensorów temperatury, ciśnienia, napięcia, lecz także z inteligentnych systemów kamer pozwalają zmniejszać liczbę brygadzistów i kierowników, potrzebnych do zarządzania pracownikami na jednej zmianie. W przyszłości pozwoli to na dalsze zwiększenie rozpiętości zarządzania, czyli ilości osób bezpośrednio podlegających jednemu liderowi. Digitalizacja zapewni mu „cyfrowe oczy i uszy”, bez szkody dla wydajności i bezpieczeństwa pracy podległych mu pracowników.
Automatyzacja pracy oznacza zaś zastąpienie pracy wykonywanej przez człowieka pracą wykonywaną przez automat. Warto zaznaczyć, iż oba te zjawiska najczęściej występują jednocześnie, choć związek ten nie jest nierozerwalny – cyfryzacja nie musi za sobą pociągać automatyzacji (i odwrotnie). By znów posłużyć się przykładem z raportu 4CF „Kompetencje, jakich nie było”, spójrzmy na, obecnie obsługiwane przez wyspecjalizowanych robotników i techników, centra obróbki metalu, tzw. CNC. W przyszłości, ich praca może być zautomatyzowana, bo maszyny, które obsługują będą obsługiwane przez roboty. Automatyczne ramię umieści element poddawany obróbce w obrabiarce, zamknie pokrywę, uruchomi maszynę, a po zakończeniu jej biegu sprawdzi jakość wyrobu i odłoży go na podajnik lub do kosza. To oczywiście tylko jeden przykład automatyzacji pracy.
Co sprawia, że digitalizacja i automatyzacja w ogóle następują?
Wzrost mocy obliczeniowej procesorów
Megatrend digitalizacji i automatyzacji pracy jest bezpośrednią pochodną trendu rozwoju technologicznego. Jego czynnikiem dominującym są obecnie technologie przesyłu i przetwarzania danych (technologie ICT). Dominantą w trendzie rozwoju technologii ICT jest zaś wzrost mocy obliczeniowej produkowanych procesorów.
Aby zobrazować skalę owego wzrostu, można powołać się na słowa Gordona Moore’a – jednego z założycieli firmy Intel, lidera branży producentów procesorów.
„Ile amerykańskich tranzystorów zmieści się w układzie scalonym?” – prawo Moore’a
W 1965 roku, z okazji 35. rocznicy istnienia czasopisma „Electronics”, Moore został poproszony o sformułowanie prognozy dotyczącej rozwoju branży półprzewodników w perspektywie kolejnej dekady. Jego odpowiedź (która została później spopularyzowana jako „prawo Moore’a”, odnoszące się do tempa postępu technologicznego) była ekstrapolacją zaobserwowanego wówczas trendu polegającego na okresowym podwajaniu liczby tranzystorów w układzie scalonym, co bezpośrednio przekłada się na dostępną moc obliczeniową urządzenia. W 1965 roku Moore zdefiniował ów okres na poziomie jednego roku, a dekadę później wartość tę skorygowano do około 18 miesięcy.
Co rok nowy model smartfona – może nawet tańszy niż poprzedni
Moc obliczeniowa procesorów przekłada się nie tylko na postęp technologiczny, wyrażający się w kolejnych generacjach urządzeń, takich jak komputery czy smartfony, oraz na rosnących możliwościach i nowych zastosowaniach zainstalowanego na nich oprogramowania. Najistotniejszą konsekwencją wzrostu mocy obliczeniowej jest spadek cen i upowszechnienie technologii, co pociąga za sobą realne podniesienie wydajności pracy wykonywanej przez automat względem tej samej pracy wykonywanej przez człowieka oraz rosnącą dostępność owych „automatów” na rynku.
Niesłychanie pobudzającą wyobraźnię, a zarazem niezwykle istotną konsekwencją rosnącej mocy obliczeniowej procesorów jest nic innego, jak powstanie i nieustanny rozwój sztucznej inteligencji (Artificial Intelligence – AI).
Niegdyś science-fiction, dziś rzeczywistość – czyli sztuczna inteligencja
Między innymi to właśnie ona – obok rozwoju innych technologii przesyłu i przetwarzania danych, o których będzie mowa dalej – odpowiada za trend postępującej digitalizacji oraz automatyzacji pracy.
Ekstrapolacja prawa Moore’a wykazuje, iż mniej więcej w roku 2050 powszechnie dostępne procesory miałyby mieć moc obliczeniową zbliżoną do mocy obliczeniowej ludzkiego mózgu. Według Raya Kurzweila, amerykańskiego naukowca, popularyzatora idei transhumanizmu, jest to jeden z warunków stworzenia sztucznej inteligencji dorównującej intelektem i zdolnościami kognitywnymi człowiekowi. Stwarzałoby to kolejne możliwości pogłębiania digitalizacji i automatyzacji różnych dziedzin. Na określenie tego stanu używa się powszechnie nazwy „osobliwości technologicznej”.
Która z nowych technologii pozbawi mnie pracy?
Najważniejsze dziś technologie przesyłu i przetwarzania danych, istotne także dla rynku pracy, to między innymi: technologie komunikacyjne (sieciowe, takie jak internet, sieci bezprzewodowe, komórkowe etc.), gromadzenia danych z otoczenia (sensoryka, rozpoznawanie mowy, pisma, twarzy i innych obrazów) oraz przetwarzania i analizowania danych (uczenie maszynowe, sieci neuronowe, algorytmy sztucznej inteligencji).
Intuicyjnie wydaje się, że technologie teleinformatyczne czy sztuczna inteligencja pozostają w sferze nienamacalnej – ograniczającej się do komputerów, internetu czy pracy typowo umysłowej. Powinnam się szczególnie bać, że maszyna mnie zastąpi jeśli jestem księgową, specjalistką od obsługi social media, urzędniczką czy tłumaczką literatury (i te ostatnie niech się nie łudzą, że maszyna prędko im nie dorówna).
Trzeba zaznaczyć, że sztuczna inteligencja grasuje nie tylko wśród tak zwanych inteligentów, bo to właśnie technologie teleinformatyczne czy AI, a nie ręka ludzka, coraz częściej sterują maszynami – także w halach fabrycznych czy na placach budowy. A to sprawia, że człowiek wykonujący powtarzalną, schematyczną pracę (także, lecz nie przede wszystkim) fizyczną może czuć się zagrożony.
Świat wobec trendu cyfryzacji pracy
Według badań, niemal połowa zawodów w Stanach Zjednoczonych znajduje się w grupie wysokiego ryzyka zautomatyzowania w ciągu najbliższych 20 lat. Podobna sytuacja występuje w krajach Unii Europejskiej, gdzie zagrożonych automatyzacją jest blisko 54 procent zawodów [1].
Podawane w badaniach wartości mogą być oczywiście zawyżone, gdyż zazwyczaj – na co należy zwrócić szczególną uwagę – analizuje się jedynie technologiczną możliwość zastąpienia pracy ludzkiej przez automat, a pomija ekonomiczną zasadność takiej zmiany, o społecznych konsekwencjach nawet nie wspominając.
Kompetencje przeszłości i kompetencje przyszłości
Autorzy badań często podkreślają jednak, że zagrożenie automatyzacją nie jest jednoznaczne z całkowitym zniknięciem zawodu z rynku pracy, a raczej wiąże się z wykonywaniem przez roboty znacznej części czynności związanych z danym zajęciem. Najbardziej podatne na automatyzację są zawody, w ramach których pracownik wykonuje bardzo dokładnie zdefiniowany ciąg powtarzalnych czynności. Z drugiej strony, bezpieczne od automatyzacji są zawody, w których istotne są umiejętności kognitywne. Zaliczamy do nich kreatywność, zdolność rozwiązywania problemów, twórczego myślenia. Mniej podatne na automatyzację są też umiejętności społeczne. To na przykład umiejętność aktywnego słuchania, perswazji, związane z wykorzystaniem inteligencji emocjonalnej.
Analizując listy zajęć zagrożonych automatyzacją – a zatem i liczbę osób wykonujących te zawody – możemy uświadomić sobie, jak znaczne są potencjalne konsekwencje społeczne i gospodarcze analizowanego megatrendu.
Przemysł 4.0, czyli wygooglowana rewolucja
Dysruptywny potencjał cyfryzacji i automatyzacji sprawia, że rozwój związanych z nimi technologii określa się mianem „kolejnej rewolucji przemysłowej” czy „przemysłu 4.0” (po wieku pary, elektryczności oraz komputerów). Jak wskazują badacze, historycznie rzecz biorąc, negatywne skutki zmian technologicznych wpływających na zatrudnienie, w długookresowej perspektywie niwelowane są przez zmiany w systemach gospodarczych. Jednak w krótkim i średnim okresie niejednokrotnie miały one katastrofalne konsekwencje, zarówno społeczne, jak i polityczne.
Z punktu widzenia wielu polskich branż, takich jak produkcja opakowań lub przetwórstwo metalowe, przemysł 4.0 może zagrozić konkurencyjności polskich przedsiębiorstw na rynku Europejskim. Stanie się tak, o ile nie zaczną one szerzej wykorzystywać technologii cyfrowych w swoich zakładach produkcyjnych i nie uczynią z nich podstawy swojego biznesu. Wskazuje na to m.in. raport 4CF o trendach i przyszłości mazowieckiego przetwórstwa.
Polska wobec trendu
Megatrend automatyzacji i digitalizacji pracy oraz związana z nim transformacja do modelu przemysłu 4.0 może w związku z tym być dla Polski zarówno zagrożeniem (zwłaszcza wobec niskiej adaptacyjności do realiów), jak i szansą.
W krótkiej perspektywie
Trend ten może być oceniany jako niebezpieczny dla dalszych perspektyw rozwojowych kraju – z uwagi na obecny model konkurencyjności polskiej gospodarki. Dlatego szczególne znaczenie, decydujące z perspektywy przyszłości polskiego rynku pracy w kolejnych dekadach, miałyby realne decyzje oraz działania rządu, mające na celu modernizację polskiej gospodarki, a zastępujące szumne (choć wciąż zbyt rzadko formułowane) polityczne zapowiedzi.
W innym razie podstawową przewagą konkurencyjną naszego kraju pozostanie niska cena – zarówno na rynku wewnętrznym, jak i wśród przedsiębiorstw prowadzących działalność eksportową – wynikająca głównie z niskich kosztów pracy. Dla porównania: pomimo wzrostu płac realnych w ostatnich latach, średnie wynagrodzenie w Polsce w 2018 roku wyniosło 33,82 procent średniego wynagrodzenia w całej UE, zaś jedynie 25,18 procent średniej pensji w Niemczech, stanowiących główny kierunek eksportu polskich towarów (dane za GUS i Eurostat).
Leniwa innowacyjność w starzejącym się społeczeństwie
Jak zdiagnozowano w rządowej Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, polską gospodarkę cechuje niski poziom innowacyjności, wynikający między innymi z niewielkiego popytu na nowe technologie wśród polskich firm. Do tego należy dodać niskie zainteresowanie rozwojem rodzimego kapitału intelektualnego. To wszystko sprawia, że automatyzacja pracy i jej cyfryzacja nie postępuję bardzo szybko.
Według danych GUS, całościowe nakłady na B+R (działalność badawczo-rozwojową) od 2002 roku utrzymują się na poziomie nie wyższym niż 1 procent PKB, a wśród przedsiębiorstw w 2016 roku udział ten wyniósł 0,63 procent. W polskim przemyśle istotną rolę odgrywają wciąż tradycyjne sektory, wytwarzające produkty o niskiej wartości dodanej, takie jak rolnictwo i górnictwo? Nie chodzi jednak tylko o innowacyjność dla niej samej. W obliczu starzejącego się społeczeństwa naszego kraju, rozwiązania, które pozwolą zastąpić pracowników, będą nieodzowne dla możliwości przeciwdziałania powracającym recesjom gospodarczym oraz zapewnienia świadczeń na rzecz kolejnych pokoleń emerytów.
Czy automatyzacja pracy wyhamuje w Polsce przez koronawirusa?
Niezwykle istotne pytania, które należy zadać, dotyczą zatem tego, co stanie się w polskiej gospodarce, kiedy dla niemieckich przedsiębiorców inwestycja w automatyzację we własnych zakładach będzie bardziej opłacalna niż importowanie potrzebnych usług i produktów z Polski. A także: czy w dłuższej perspektywie kilku dekad – wykraczającej poza obecny, zbliżający się kryzys gospodarczy, będący skutkiem pandemii koronawirusa – polska gospodarka zdąży przyswoić i antycypować kolejne konsekwencje związane z rozwojem przemysłu 4.0 oraz automatyzacją pracy.
Możliwe zmiany trendu
Norbert Kołos, partner zarządzający w 4CF i badaczy przyszłości techniki komentuje rewolucję cyfrową i jej – wcale nie tak oczywiste – perspektywy. Czy automatyzacja pracy i jej cyfryzacja są pewnym trendem, który nie ulegnie wyhamowaniu?
Jeśli przez wyhamowanie rozumieć jedynie względnie nieduże spowolnienie, to stosunkowo łatwo jest to sobie wyobrazić – z uwagi na zagrożenia związane z cyfryzacją i automatyzacją ustawodawcy mogą wprowadzać regulacje, które będą miały na celu, posługując się popularnym w dobie pandemii określeniem, “wypłaszczenie krzywej” – tak, aby transformacja przebiegła spokojniej, aby rynek pracy zdążył się dostosować bez potencjalnie bolesnego dla społeczeństwa i przez to ryzykownego okresu przejściowego. Celowo mówię o “względnie niedużym spowolnieniu”, bo bardziej restrykcyjna polityka w tym zakresie mogłaby niekorzystnie odbić się na konkurencyjności danej gospodarki. Skuteczna jej realizacja wymagałaby więc szeroko zakrojonego współdziałania ustawodawców na poziomie międzynarodowym, a to już jest znacznie trudniejsze.
Całkowite zatrzymanie lub wręcz odwrócenie megatrendu cyfryzacji i automatyzacji pracy wydaje się obecnie jeszcze mniej prawdopodobne z uwagi na mnogość i stabilność sił, które stanowią jego siłę napędową. Ale może trudność z wyobrażeniem sobie tego związana jest tym, że czegoś nie zauważamy, że nie zdajemy sobie jeszcze sprawy lub bagatelizujemy prawdopodobieństwo jakiegoś przyszłego zdarzenia, które mogłoby zmienić sytuację? Może niechęć społeczeństwa do zastępujących ludzi zautomatyzowanych rozwiązań zwiększy się do poziomu, który wymusi na rządzących radykalne ruchy? A może przyczyni się do tego rozwój cyberzagrożeń, na które tym bardziej jesteśmy jako społeczeństwo podatni (i tym bardziej jesteśmy atrakcyjnym celem zaawansowanych ataków), im bardziej wszystko jest zautomatyzowane i ucyfrowione?
Nie można też wykluczyć innych kategorii zagrożeń – takich jak burze magnetyczne wywołane rozbłyskami słonecznymi. Odpowiednio silna burza mogłaby pogrążyć świat w chaosie na wiele tygodni, jeśli nie miesięcy, powodując przerwy w dostawie prądu, zaburzenia komunikacji i geolokalizacji – co, oprócz czasowego, wymuszonego odwrotu od automatyzacji i cyfryzacji, mogłoby też trwale zniechęcić ludzkość do tak silnego od nich uzależnienia. Automatyzacja pracy może wtedy wyhamować.
Luksusowa turboautomatyzacja? Ten proces może jeszcze bardziej przyspieszyć
Co może przyspieszyć ten megatrend? Chociażby globalna pandemia. Być może nie wszyscy sobie zdają z tego sprawę, ale właśnie jesteśmy świadkami niezwykłego wprost przyspieszenia trendu automatyzacji i cyfryzacji. Pandemia COVID-19 wywołała nagłą potrzebę ograniczania kontaktu między ludźmi, co sprawiło, że rozwiązania, na które niegdyś patrzylibyśmy niechętnie i podejrzliwie, nagle stały się natychmiast potrzebne i pożądane – z nimi wiążą się nadzieje na przywrócenie względnie normalnego funkcjonowania społeczeństwa w sytuacji, gdyby pandemia się przedłużała, albo gdyby nastąpiły kolejne. W branżach od rolnictwa, przez transport, usługi, produkcję i medycynę zaobserwować można agresywne innowacje, mające na celu zautomatyzowanie nawet tych czynności, o których automatyzacji w najbliższej przyszłości nikt jeszcze niedawno nawet by nie pomyślał.
Innowacje tego typu dodatkowo napędza fakt, że pojawiły się też na nie ogromne środki publiczne. Zapewne większość z tych rozwiązań, wywołanych potrzebą chwili, nie przyjmie się na stałe. Ale znajdą się też takie, które już z nami zostaną – zmuszeni pandemią, może czasem z lekkim zniesmaczeniem zaczniemy z nich korzystać, ale potem okaże się, że po jej ustaniu wcale nie mamy ochoty przestać!
Oczywiście automatyzacja pracy przyspiesza nie tylko z powodu pandemii. Przykładem innego zjawiska, które może w niedalekiej przyszłości gwałtownie przyspieszyć megatrend cyfryzacji i automatyzacji jest… sama cyfryzacja i automatyzacja pracy. Obecnie prędkość tego megatrendu ograniczona jest dość specjalistycznymi kompetencjami niezbędnymi do jego rozwijania, których podaż jest ograniczona. Jednak wraz z jej dalszym rozwojem, w szczególności w oparciu o rozwiązania wykorzystujące sztuczną inteligencję, może się okazać, że te bariery wejścia drastycznie się obniżą. Dziś niemal każdy może założyć własną stronę internetową, korzystając z banalnych w obsłudze narzędzi i bez umiejętności programowania. Jeśli podobnie łatwe stanie się samodzielne tworzenie zaawansowanych programów automatyzujących pracę, jeśli stanieją roboty, które bez specjalistycznej wiedzy będzie można uczyć wykonywania nowych, skomplikowanych zadań – wówczas megatrend znów gwałtownie przyspieszy.
Megatrendy 2050 to wspólny projekt Polskiego Towarzystwa Studiów nad Przyszłością oraz firmy 4CF. Zachęcamy do lektury pozostałych części cyklu!