Wydawać by się mogło, że w przyszłości eksploracją kosmosu zajmą się nie dzielni kosmonauci, lecz roboty – podopieczni profesorów-inżynierów. Jednak, jak wykazuje brytyjski specjalista Ian A. Crawford – profesor nauk planetarnych University of London w najnowszym artykule pt. Dispelling the myth of robotic efficiency: why human space exploration will tell us more about the Solar System than will robotic exploration alone – to zadanie lepiej byłoby jednak pozostawić ludziom, aniżeli robotom.

Według profesora ludzie są znacznie sprawniejsi w wykonywaniu wszelakich zadań związanych z badaniem powierzchni planety czy księżyca (np. wykonywaniu odwiertów), niż ich robotyczne odpowiedniki. Są również bardziej wszechstronni oraz poruszają się znacznie szybciej. Przykładów dostarczają dotychczasowe misje – w 1972 roku załoga Apollo 17 pokonała dystans 35,7 km w ciągu trzech dni. Podobną odległość – 34,4 km marsjański łazik Opportunity przebył w ciągu prawie ośmiu lat.

Profesor  Crawford uważa, że nie tylko mobilność przemawia na korzyść ludzi. Człowieka cechuje także lepsza niż robota percepcja, dlatego nie tak łatwo przegapia potencjalnie ciekawe znaleziska na powierzchni badanego ciała niebieskiego. Należy wziąć pod uwagę również fakt, że obecność człowieka np. na powierzchni Marsa usprawnia proces podejmowania decyzji – astronauta kontroluje na bieżąco swoje działania – tymczasem opóźnienie w przekazie sygnałów z Ziemi na Marsa wynosi od 10 do 20 minut.  Robot po każdym pytaniu musi czekać nawet pół godziny na odpowiedź z centrum sterowania. Jest to o tyle problematyczne, że operator łazika musi z wyprzedzeniem, czasem nie posiadając wystarczających informacji korygować kierunek poruszania się robota. Problemy z łącznością zakończyły w 2008 marsjańską misję Phoenix. Autonomia decyzyjna była też ważnym celem badawczym eksperymentu Mars 500.

Ilość przywożonego materiału jest kolejnym argumentem, mogącym przemawiać za misjami załogowymi. Misje Apollo przywiozły na Ziemię ponad 382 kg próbek, kiedy dla porównania rosyjska misja bezzałogowa Luna tylko 0,32 kg. Ta dysproporcja bierze się m.in. z faktu, że powrót na Ziemię jest nierozłączną cechą misji załogowych. Prof. Crawford uważa też, że misje załogowe w większym stopniu przyczyniają się do powstawania nowych ośrodków badawczo-rozwojowych, nowych miejsc pracy a także prac naukowych związanych z eksploracją kosmosu.

Ostatnim argumentem, przytaczanym przez prof. Crawforda jest koszt misji pozaplanetarnych. Według kalkulacji profesora, misje Apollo były 2-3 razy bardziej efektywne od misji zrobotyzowanych, jednocześnie będąc tylko 1-2 razy bardziej kosztowne.  Koszt bezzałogowych misji Marsjańskich wbrew pozorom nie maleje – są one coraz bardziej ambitne i coraz droższe. Trudno jest zminiaturyzować łazika, który byłby jednocześnie wytrzymały i posiadał wysokiej jakości osprzęt. Obecnie buduje się coraz większe autonomiczne roboty, aby były w stanie dłużej „przeżyć” w niekorzystnych warunkach oraz aby ich optoelektronika i czujniki były jak najlepszej jakości. Cały problem efektywności kosztowej misji międzyplanetarnych i pozaplanetarnych należy jednak – moim zdaniem – ująć w nawias: nie ma pewności, czy koszty misji księżycowych stanowią dobrą przesłankę do wnioskowania o możliwych kosztach misji na Marsa.

Niezależnie od tego, czy w przyszłości ludzie nadal będą badać przestrzeń kosmiczną, czy też postęp technologiczny umożliwi efektywne zastąpienie ich autonomicznymi robotami, problemem nadal pozostaje czas dotarcia do odległych obiektów oraz ochrona przed promieniowaniem kosmicznym. Na razie naukowcy nieustannie szukają rozwiązań tych kwestii. Możliwe, że przywrócenie lotów na Księżyc przez NASA do roku 2020 wprowadzi w tym względzie przełom.