Przyjęło się, że koniec roku to czas na refleksje – nie tylko te dotyczące minionych dwunastu miesięcy, lecz także te na temat przyszłości. Jedną z pozycji, która może wspomóc namysł nad tym, co przed nami, jest książka Nouriela Roubiniego “Megazagrożenia. 10 trendów niebezpiecznych dla naszej przyszłości”.
Roubini jest postacią nie byle jaką. Ten ekonomista, konsultant i emerytowany profesor w Stern School of Business przy New York University zapisał się w najnowszej historii jako zły prorok, który przewidział kryzys finansowy z 2008 r. Zasłużył tym sobie na przydomek “Doktor Zagłada”. Jego najnowsza książka doskonale wpisuje się w te przymioty światowej sławy ekonomisty. Jest to książka o dziesięciu megazagrożeniach – obszarach ryzyk, które mogą zagrozić rozwojowi społeczno-gospodarczemu, a w najbardziej negatywnym scenariuszu nawet gatunkowi ludzkiemu. Są one podzielone na dwie części. Pierwsza traktuje o zadłużeniu, demografii i zagrożeniach politycznych. Druga o katastrofach finansowych, handlowych, geopolitycznych, technologicznych i ekologicznych. Trzecia część książki to próba odpowiedzi na pytanie, czy katastrofy, którą zwiastują megazagrożenia, da się uniknąć.
Zestaw dr Zagłady
Bez cienia wątpliwości Roubini najlepiej czuje się na gruncie ekonomii. Nic więc w tym dziwnego, że megazagrożenia są przesiąknięte kwestiami finansowymi. Naczelny pesymista świata przestrzega swoich czytelników przed nadmiernym zadłużaniem się – również przed myśleniem, że państwa mogą zaciągać zobowiązania bez żadnych ograniczeń – niewydolnością publiczną i prywatną, która może zakończyć się masowymi bankructwami, czy niekorzystnymi trendami demograficznymi, rodzącymi bardzo duże obciążenie dla współczesnych systemów emerytalnych, a także stanowiącymi dużą pokusę polityczną, aby skupić się na dotowaniu powiększającej się grupy seniorów przy jednoczesnym zaniedbywaniu innych grup wiekowych, które pracują na dochód narodowy. Roubini ostrzega również przed nadmiernym zaufaniem do łatwych pieniędzy – np. kryptowalut, których nie uważa za waluty przyszłości, nazywa je wręcz “gównowalutami” – i wieszczy ryzyko nadejścia stagflacji. Wielokrotnie akcentuje swoją obawę, że ludzkość zmierza w stronę sytuacji, która w swoich negatywnych skutkach będzie gorsza niż wielki kryzys z 1929 r.
Każdy, kto myślałby, że pierwsza część książki wyczerpuje katalog obaw Roubiniego związany z gospodarką, byłby w błędzie. Jej kolejną partię otwiera bowiem refleksja na temat kryzysów walutowych, które mogą być związane m.in. ze spadającym znaczeniem dolara w gospodarce światowej. Doktora Zagładę martwi również perspektywa końca globalizacji – osławione skracanie łańcuchów dostaw i debaty na temat rozłączenia gospodarczego (ang. decoupling) – co zagrozi handlowi międzynarodowemu. Nie mniej niepokoi go sztuczna inteligencja, którą Roubini postrzega jako największe w historii zagrożenie dla pracy, głównie dlatego że – w przeciwieństwie do dotychczasowych rewolucji technologicznych – nie gwarantuje ona powstania nowych miejsc pracy dla człowieka, który mógłby np. obsługiwać maszyny wykonujące jego dotychczasowe zadania. Dwa ostatnie megazagrożenia to ryzyko wystąpienia nowej zimnej wojny i katastrofa klimatyczna. Roubini przestrzega w nich przed konkurencją światowych mocarstw (Stanów Zjednoczonych i Chińskiej Republiki Ludowej) i bloków, które wydają się formować wokół nich (w uproszczonej formie świat demokratyczny vs. świat autorytarny). Szczególnie niepokoi go perspektywa przerodzenia się tej zimnej wojny w konflikt. Jest ona prawdopodobna np. w związku z tym, że punktów zapalnych w stosunkach USA i ChRL jest tak dużo, że niemożliwe wydaje się zadbanie o to, aby każdy z nich pozostał poniżej progu, który wymagałby użycia sił zbrojnych. Ekonomistę martwią również zmiany klimatu, zwłaszcza to, że ludzkość wciąż nie jest w stanie (nie chce?) znaleźć na nie odpowiedzi, która byłaby adekwatna do skali zagrożenia. Roubini raczej nie przejmuje się tym, czy uda nam się osiągnąć cel 1,5 stopni Celsjusza. Martwi się, czy opieszałość polityków i ideologiczne spory nie spowodują, że wkrótce będziemy musieli pogodzić się z ociepleniem o nawet 3 stopnie.
Jakość i rozczarowanie
Roubini przedstawił przekonujący wybór ryzyk, z jakimi musi się mierzyć współczesny świat. Nawet jeśli z niektórymi jego tezami można byłoby się nie zgodzić – zakładam, że część ekonomistów podchodziłaby mniej alarmistycznie do tych odnoszących się do konsekwencji zadłużania się państw – trudno zarzucić mu, że nie potrafi wytłumaczyć swojego stanowiska. Plusem publikacji jest również to, że dr Zagłada dostrzega połączony charakter ryzyk. Podkreśla, że są one ze sobą ściśle powiązane – zmiana w obszarze jednego może pobudzić negatywną zmianę również w innym – i ma świadomość tego, że odpowiedź na nie będzie wymagała równie połączonych działań. Wśród zalet można wymienić również to, że Roubini dostarcza swoim czytelnikom wiedzy na temat wielu istotnych wydarzeń dla gospodarki i polityki. Na ewentualne zarzuty, że przedstawiane przez niego fakty są niekiedy zarysowane w takim kontekście, aby wesprzeć jego argumentację, można dać prostą odpowiedź – dr Zagłada nie ukrywa, jakie są jego motywacje (chęć ostrzeżenia czytelników przed ryzykami), nie kryje też swojego stanowiska i jego źródeł zakorzenionych w jego dotychczasowych doświadczeniach. W zasadzie jedynym miejscem, w którym korzystne byłoby okiełznanie przez Roubiniego jego pesymizmu, jest trzecia część książki. Pozwoliłoby to na przedstawienie szerszego spektrum możliwych przyszłości, co mogłoby jeszcze lepiej zmobilizować czytelników do działań na rzecz bardziej pożądanej wizji przyszłości. Dr Zagłada dokonał jednak innego wyboru – w zasadzie prezentacji scenariusza dystopijnego i nieco mniej dystopijnego – i trudno powiedzieć, żeby to rozwiązanie nie broniło się w świetle jego poglądów.
Książka ma jednak mankamenty. Po jej treści widać, że autor ma skrzywienie ekonomiczne. Z jednej strony jest to zrozumiałe – gospodarka to jedna z najważniejszych sfer życia ludzkiego, a zatrzymanie jej rozwoju bez wątpienia zrodzi wyzwania, z którymi wolelibyśmy się nie mierzyć. Z drugiej jednak strony powtórzenia, których w książce nie brakuje, częste powroty do tych samych wątków, nasuwają pytanie o to, czy autor aby na pewno dobrze ustrukturyzował swoje myślenie. Wszak to, że liczne powtórzenia w tekście to znak ostrzegawczy, że coś jest nie tak z jego strukturą, jest jedną z podstawowych zasad, z jaką zapoznaje się każdego, kto zaczyna myślenie o profesjonalnym pisaniu. Przekaz Roubiniego osłabia też to, że nie do końca panuje on nad swoją argumentacją. Jego mądre przemyślenia przeplatają się z argumentami, które mogą wywołać uśmiech. Przykładem może być fragment, w którym dr Zagłada bez żadnego komentarza powołuje się na raport McKinsey Institute, który “poinformował, że – w porównaniu z rewolucją przemysłową – AI przekształca społeczeństwo “dziesięć razy szybciej i na 300 razy większą skalę, więc skutki jej oddziaływania są 3000 razy większe””. Ja bez kozery powiem, że pincet i pięć tysięcy razy większe, a to wyliczenie ma równą wartość jak cytowane przez Roubiniego prognozy. Nie wypada, żeby tak doświadczony i ceniony autor używał takich estymacji – ponownie, bez słowa komentarza – na poparcie własnych tez.
Wątpliwości mogą też budzić fragmenty, które dotyczą zagadnień politycznych. Roubini obawia się negatywnego wpływu nowej zimnej wojny na kondycję globu, dostrzega również, że Chiny w nieuczciwy sposób korzystały z dobrodziejstw globalizacji, a Stany Zjednoczone przestały mieć ochotę na promocję modelu stosunków gospodarczych, który podbudowuje ich rywala. Wspomina o konieczności ułożenia nowych stosunków między dwoma obecnie najważniejszymi mocarstwami na świecie, ale prześlizguje się po tym, że polityka USA wobec ChRL – wobec której jest dość krytyczny – ma na celu właśnie dążenie do wypracowania nowego sposobu współegzystencji. Niestety, nie da się tego zrobić bez podejmowania działań, które skłonią władze w Pekinie do przemyślenia swoich dotychczasowych poczynań.
Być może wszystkie te słabości są efektem grzechu pierworodnego tego typu publikacji – nie traktujących o wątkach specjalistycznych, a o tematach szerokich, w których wszystko jest ze sobą do tego stopnią zazębione, że bardzo trudno wyznaczyć wyraźne granice poszczególnym wątkom. To, w połączeniu z argumentem, że publikacja Roubiniego jest nowatorska, z pewnością częściowo usprawiedliwia autora. Mimo wspomnianych zastrzeżeń książka Doktora Zagłady jest warta przeczytania. Najlepszą podbudową dla tej tezy może być opinia Martina Wolfa, głównego eksperta ds. ekonomicznych “Financial Times”, który zareklamował publikację w następujący sposób: “Uprzedzony może się uzbroić. Przeczytaj i zachowaj czujność”. Czytajmy więc Roubiniego – choćby po to, żeby nie mówić, że nikt nas nie ostrzegał przed tą gorszą wizją przyszłości.