18 czerwca odbyła się w Warszawie konferencja podsumowująca branżowy projekt foresightowy polskiego przemysłu włókienniczego.

W Polsce są dziedziny badań, które cieszą się większą popularnością, i te, które narzekają na brak promocji. Jesteśmy potęgą w drzewnictwie i meblarstwie, ale mało się o tym mówi. Niespecjalnie przodujemy w fotonice, zaawansowanych materiałach i nanotechnologiach, ale o niebieskim laserze, grafenie oraz antybakteryjnych biustonoszach z Podlasia możemy od czasu do czasu poczytać w prasie. Jedne tematy są bardziej atrakcyjne medialnie, inne mniej, stąd różnice. Kto cierpi na deficyt czasu antenowego, ten słusznie szuka innych środków promocji swojej branży, przyciągnięcia uwagi decydentów i… strumienia publicznych środków.

Po wizycie na konferencji „Nowoczesne technologie dla włókiennictwa. Szansa dla Polski” organizowanej pod hasłem „Utkajmy przyszłość”, nie opuszcza mnie przekonanie, że foresight to w Polsce synonim PR-u na bizantyjską skalę. Projekt, który kosztował ponad dwa i pół miliona złotych dowiódł tego, co było do udowodnienia – branża włókiennicza potrzebuje intensywniejszych inwestycji i większych środków na współpracę nauki i biznesu. Włókiennicy, uczestnicząc w szeregu badań, potwierdzili swoje nadzieję, że ich branża „ma przyszłość”. Doszli też do wniosku, że jest się czym pochwalić. Dlatego nie zabrakło na konferencji pokazu odzieży roboczej, policyjnej i wojskowej oraz bel niezidentyfikowanej tkaniny przemysłowej. Brawa rozbrzmiewały gromko w nastrojowo przyciemnionej sali „Pod kopułą” Ministerstwa Gospodarki.

Tymczasem obecna na konferencji prof. Danuta Wysokińska z Uniwersytetu Łódzkiego przedstawiła dane statystyczne, świadczące o tym, że przez ostatnie 20 lat w polskim włókiennictwie nie działo się właściwie nic godnego tych owacji. Brak też sygnałów, które pozwalałyby rysować istotnie optymistyczne trendy. Niski poziom innowacyjności, skromny eksport kilku specjalistycznych zakładów, brak przebojów eksportowych. Ponieważ jednak z badań jakościowych wynika, że włókiennicy chcą lepszej przyszłości, Profesor przedstawiła adekwatną propozycję, niesprzeczną z tonem promocyjnego dyskursu, który dominował w raporcie z projektu: wystarczy zwiększyć poziom dotowania przez państwo i instytucje europejskie badań, rozwoju i produkcji włókienniczej, aby zapewnić naszym producentom możliwość obniżenia cen, aby mogli konkurować na globalnych rynkach.

Gdzie w tym wszystkim foresight, który ma służyć osiąganiu celów w otoczeniu cechującym się wysokim poziomem niepewności? Z pozoru wszystko się zgadza – celem jest rozwój branży i zachowanie miejsc pracy. Jak to się jednak ma do podstawowej zasady foresightu, którą jest kwestionowanie założeń co do przyszłości, wpływających na decyzje i strategie teraz? To pytanie może lepiej pozostawić otwartym, aby nie psuć dobrego nastroju włókienników. Przecież nikt nie wyda dwóch i pół miliona złotych tylko po to, żeby napisać sobie serię nekrologów.

Nad metodologiczną poprawnością przeprowadzenia projektu czuwał renomowany łódzki Instytut Badań nad Przedsiębiorczością i Rozwojem Ekonomicznym EEDRI. Niestety organizatorzy nie udostępnili na stronie projektu raportu końcowego i podsumowań poszczególnych faz, ale należy podejrzewać, że metody dobrano adekwatnie i badania zrealizowano rzetelnie. Czego mogło zabraknąć? Być może krytycznego podejścia i pytania, czy ta branża rzeczywiście musi mieć świetlaną przyszłość. Sny o nieśmiertelności są często zbyt kuszące, by chcieć się obudzić.

Byłbym zapomniał. Na zakończenie konferencji obejrzeliśmy półgodzinny pokaz mody z udziałem mimów, sugestywnie dających wyraz podziwowi dla prezentowanych kostiumów. Ciekawe, czy zamurowało ich z wrażenia, czy „innowacje” są takie, że szkoda gadać?

Antycypator2030