Optymizm w czasach zarazy
Zanim jeszcze zaczęły się orędzia, konferencje prasowe i relacje z supermarketów, czyli informacyjna codzienność czasów epidemii, ostatniego dnia lutego 2020 r., Puls Biznesu opublikował na swoich łamach ciekawą prognozę. Była to opinia dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, Piotra Araka nt. możliwych korzyści, które polska gospodarka odniosłaby w związku z epidemią COVID-19 w Chinach. Konkretnie: szereg prognoz, a wśród nich dwie, które ściśle dotyczyły spraw rynkowych. Zacytujmy je:
„Mimo, że wielu naszych rodaków odwołuje swoje wyjazdy zagraniczne w miejsca, gdzie pojawił się koronawirus, nie oznacza to wcale, że zrezygnowali oni ze swojego urlopu. Tak jak +hitem+ podczas arabskiej wiosny stało się polskie morze, tak ponownie polskie destynacje staną się atrakcyjniejsze, co spowoduje, że pieniądze zostaną u nas.
„Jeżeli zarządy firm nie będą chciały mieć przerw w dostawach, czy to w związku napięciami politycznymi, czy rozprzestrzenianiem się jakiejś choroby, to będą zainteresowane tym, by przenosić część produkcji bliżej swoich central. Naturalnym kandydatem po Indiach i Azji Południowo-Wschodniej będzie Europa Środkowa oraz Ameryka Południowa”
Kiedy się ma świadomość, że przyszłości nie da się przewidzieć, mało ambitnym zadaniem jest punktowanie niesprawdzonych prognoz. Dlatego nie będę się nad tymi wizjami specjalnie pastwił. Z perspektywy połowy marca ferowanie tego typu hipotez może wzbudzić chyba tylko niedowierzanie, to jasne. Ale dlaczego takie prognozy w ogóle wychodzą z ust ekspertów? Jak każde orzeczenie predykcyjne, nie opierają się empirycznych danych – tych nt. przyszłości po prostu nie ma – lecz na założeniach. Założenia te z kolei są wynikami lepszych lub gorszych wnioskowań z danych historycznych. Surowy logik wzruszy ramionami – jeśli założenia, czy przesłanki mieszamy z wnioskami, to mówimy bezsensownie.
A jednak rozmowa o przyszłości ma sens. Jako foresighter, osoba zajmująca się studiami nad przyszłością, większość wysiłku wkładam właśnie w analizę i próbę zrozumienia, jakimi ścieżkami podąża wyobraźnia ekspertów, konsumentów, czasem przedstawicieli grup społecznych, że takie a nie inne wizje przyszłości uznają za prawdopodobne, lub pożądane, lub konieczne. To bardzo ciekawa praca, choć czasem nieuchronnie frustrująca, kiedy słabe i chwiejne założenia nie chcą ustąpić, a ich posiadacze nie przejawiają chęci do eksperymentowania z innymi modelami przyszłości, niż te najprostsze i im najbliższe.
Jak założenia wpływają na prognozy
Jakie założenia przyświecały Piotrowi Arakowi, kiedy formułował swoją prognozę? Być może przekonanie, że Chiny prawdopodobnie nie poradzą sobie z pandemią. Do tego może przeświadczenie, że dobrze by było, aby Polska wykorzystywała szanse, stawiane przed nią przez los. A może również wiarę, że prawdopodobnie, koronawirus odbije się w Polsce jedynie słabym echem. Kto, wie, może też optymistyczne przekonanie, wbrew faktom stwierdzonym w badaniach, że polscy przedsiębiorcy mogą swoje wysokie zdolności adaptacyjne przekuć w zwinne zajmowanie miejsc na rynkach globalnych.
To oczywiście spekulacja. Nie czuję jednak obaw przed tego typu próbą dekonstrukcji prognozy Piotra Araka. W końcu nie tak dawno temu sam podpisałem się pod – dużą bardziej rozbudowaną – analizą konsekwencji hipotetycznej epidemii. Ktoś może chcieć sprawdzić, czy prognozy w niej zawarte są raczej mądre, czy raczej naiwne. I będę musiał zmierzyć się z wynikami takiego sprawdzianu.
Długi cień pandemii
Zespół mojej firmy, czyli 4CF, w ubiegłym roku opracował na zamówienie Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju raport o scenariuszach przyszłości dla Polski na lata 2030-2050. Jeden ze scenariuszy oparty był na symulacji świata, przez który przeszła pandemia, zbierając żniwo istnień ludzkich liczone w setkach milionów. Ten świat przyszłości, na który patrzyliśmy jak na wyobrażoną szalkę Petriego, eksperymentując z różnymi możliwymi konsekwencjami, które może przynieść Polsce pandemia, był bardzo ciekawy, choć przerażający.
Pomiędzy ubytkiem ludności, zmianą struktury demograficznej, długoletnią recesją a zmianami w branżach takich, jak energetyka i przetwórstwo przemysłowe, próbowaliśmy zarysować jakiś spójny obraz zmian. Z niego zaś, wysnuć rekomendacje dla polityk rozwojowych Rzeczpospolitej Polskiej tu i teraz. Zacytuję jedną z rekomendacji, które spisaliśmy pracując nad tym raportem:
„Konieczność posiadania takiego systemu [wczesnego reagowania epidemiologicznego] stanie się oczywista w warunkach scenariusza. Jednak jego wdrożenie wydaje się istotne niezależnie od tego, jaka ścieżka zmian globalnych będzie się realizować po 2020 roku. Zagrożenie możliwością wybuchu epidemii chorób zakaźnych istnieje bowiem cały czas. Epidemiolodzy twierdzą, że nie powinniśmy pytać o to, czy wybuchnie pandemia grypy, bo wiadomo, że wybuchnie, tylko jak najlepiej przygotować się na ten moment. Krytyczne będzie przygotowanie skutecznych procedur przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się wirusów, z uwzględnieniem zamknięcia polskich granic i kwarantanną dla osób napływających z obszarów dotkniętych pandemią włącznie. Niezbędne będzie posiadanie odpowiedniej ilości izolowanych miejsc w szpitalach zakaźnych i na oddziałach internistycznych. Kraj powinien być również gotowy na przymusową mobilizację dodatkowych służb ratunkowych (np. wojska, studentów szkół medycznych, wolontariuszy) i ewentualne szybkie przeszkolenie ochotników oraz osób bez wykształcenia medycznego w ramach rozbudowy sił potrzebnych do zwalczania pandemii.”
Niezależnie jednak od zdolności do radzenia sobie z pandemią, wskazywaliśmy w raporcie na to, że w świecie po epidemii korzystną pozycją konkurencyjną naszych firm w globalnych łańcuchach wartości może nie być pozycja lepsza od tej z 2019 r. Utrzymanie tego co mamy może okazać się już samo w sobie wystarczająco ambitne.
Przyszłość prawdopodobna i przyszłość pożądana
Przypomniałem sobie o tym wszystkim dziś rano, czytając na stronie De Zeen wywiad ze słynną analityczką trendów Li Edelkoort. Edelkoort jest prawdziwą gwiazdą prognozowania trendów w branży mody. Ponieważ mnie zawodowo interesują perspektywy dalsze niż następna kolekcja (a w niektórych domach mody jest ich już 8 rocznie), rzadko śledzę jej prognozy. Tym razem jednak Li Edelkoort odpowiadała na pytania o świat po pandemii koronawirusa – streszczam jej wizję swoimi słowami, odsyłając zainteresowanych do oryginału.
W jej oczach, pandemia koronawirusa ma być szansą na moralne odrodzenie świata i zwrot we wzorach konsumpcji. Ludzie przebywający w odosobnieniu, nie mogący pójść do sklepu odkryją, że bez kupienia nowej sztuki odzieży, nowej książki lub nowego samochodu wciąż są sobą. Odrzucą symulakra, bo będą mieli szansę zasmakować prawdziwego owocu życia. Zamknięci w domach staną się makerami, joginami, minimalistami, ekoamatorami – a mniej konsumentami. Morowe powietrze w pewnym sensie wyostrzy ich węch, i odwrócą głowy od gnijącego mięsa rozgrzanego reklamą konsumeryzmu.
Ich ulubiona przyszłość
Tak samo jak Piotr Arak, kierujący się w swojej prognozie z 29 lutego być może niewczesnymi lub nie dość systematycznie „opukanymi” założeniami, podobnie Liz Edelkoort pokusiła się o wizję przyszłości wyraźnie nacechowaną nadzieją i profesjonalnym optymizmem. Zmiany nastąpią – zdają się mówić autorzy tych dwóch wizji. Zmiany będą katalizatorem nadejścia przyszłości, którą osobiście lubię odwiedzać.
Cały figiel w studiach nad przyszłością, którymi zajmuję się już od blisko dekady, polega jednak na tym, by w podróżach do przyszłości stawiać kroki poza ścieżkami najbardziej prawdopodobnych i najbardziej pożądanych scenariuszy. I samoświadomie pilnować szlaku – nieopatrznie nie pomieszać pragnień i prawdopodobieństw, lęków i predykcji, proroctw i modeli.
Do jakiego świata wrócimy po pandemii?
Bo przecież mamy nadzieję, że izolacja w domach, kwarantanna, pobyty na oddziałach zakaźnych, to jest ponury i niechciany, ale przejściowy i oby nie ostatni etap naszego życia. Obawiam się, że nie możemy pozwolić sobie na za wiele optymizmu. Wbrew nadziejom wielu osób, jak choćby Piotra Araka, Li Edelkoort, albo autorów tego irytującego artykułu o kulturotwórczej roli zmian klimatu, możemy wrócić do tego samego trudnego, zawiłego, frustrującego świata, w którym żyjemy dziś, a jeszcze poobijani, trochę bardziej samotni, i z nowymi nerwicami.
„Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.”
Ale przeżyjemy.