Tech Trends i Foresight. Rozmowa Kacpra Nosarzewskiego z Markiem Palatuccim, Senior Foresight Associate w Future Today Institute

K. Nosarzewski:

Wasz raport Tech Trends to współczesny klasyk i prawdopodobnie jedno z najszerzej znanych źródeł informacji o trendach na świecie, nieodłącznie kojarzone z nazwiskiem Amy Webb, założycielki Future Today Institute. Ostatnia edycja przyniosła zmianę formatu – trzynaście małych książeczek zamiast jednej. Czy obawialiście się, że jeden kilkusetstronicowy raport odstraszy ludzi?

M. Palatucci:

Jesteśmy bardzo zadowoleni ze zmiany formatu. Dzięki temu osoby, które naprawdę chcą się zagłębić w jeden konkretny obszar, będą mogły skupić się tylko na jednym tomie. Myślę, że w przeszłości niektórzy mogli czuć się nieco przytłoczeni. Raport zawiera ponad pięćset trendów i nie jest przeznaczony do czytania, z pewnością nie za jednym posiedzeniem. W wielu przypadkach ludzie wiele zyskują, sięgając tylko po te obszary, które odnoszą się do ich życia i pracy.

Poza tym nie chcieliśmy pisać raportu o COVIDzie. A jednak pandemia miała ogromny wpływ na wiele różnych obszarów, które zwykle poruszamy w raporcie, na tak wiele różnych branż i trendów. To ciekawe, że w większości przypadków był to czynnik przyspieszający. Zmiany w tych obszarach następują znacznie szybciej niż w przeszłości. W niektórych przypadkach pandemia zmieniła kierunek zmian, w innych jedynie przyspieszyła tempo adopcji rozwiązań czy inwestycji w nie. Na przykład, w nauce o zdrowiu nastąpił ogromny przypływ gotówki, więc przemysł ten wykonał znaczący skok naprzód. Powiedziałbym więc, że jedną ze szczególności tegorocznego raportu jest to, że mamy okazję zastanowić się nad całym tym przyspieszeniem, które nastąpiło od początku pandemii.

Przyszłość tak naprawdę zaczyna się tam, gdzie kończą się trendy

K. Nosarzewski:

Oczywiście akcentujesz trendy i ich rozwój jako punkt centralny, ale czy nie zgodzilibyśmy się, tak pomiędzy nami futurologami, że przyszłość tak naprawdę zaczyna się tam, gdzie kończą się trendy? Że przyszłość to tak naprawdę przestrzeń poza trendami, to, co nie może być zwykłą ekstrapolacją obecnego trendu? Dlatego chciałbym się dowiedzieć od Ciebie: jak definiujesz trend na potrzeby Tech Trends Report, ale także na potrzeby Twojego własnego myślenia o przyszłości, które czyni trendy użytecznymi?

M. Palatucci:

To świetne pytanie, ponieważ termin „trend” może oznaczać różne rzeczy w różnych kontekstach, dla futurysty może oznaczać coś innego niż dla przeciętnego człowieka. Tak więc to, co my nazywamy trendem, nie jest tym samym co trend w modzie czy coś popularnego (ang. trendy).

Mamy kilka kryteriów, które definiują trendy. Dla naszych celów trendy są “podłużne” i “długotrwałe”. Nie mogą być wynikiem szumu, który po kilku miesiącach czy roku znika. Muszą to być zjawiska i zachowania, które przetrwają w przyszłości i, jak już wspomniałeś, będą kształtować społeczeństwo po pewnym czasie.

Trendy zaczynają się “na obrzeżach”. Jednym z procesów, przez które przechodzimy jest poszukiwanie sygnałów, które w wielu aspektach są prekursorami trendów. Szukamy tych sygnałów na obrzeżach, więc niekoniecznie będzie to nagłówek na pierwszej stronie gazety, może to być coś bardziej niejednoznacznego. Szukamy na przykład w świeżych publikacjach akademickich. Czasem zaglądamy do mediów społecznościowych, na Twittera. Tam toczą się rozmowy wokół pewnych spraw, które nie zdążyły jeszcze dotrzeć do głównego nurtu, a na które zwracamy uwagę.

Obserwujemy margines, staramy się, tak jakby, skompilować zbiór sygnałów, a następnie sprawdzamy różne relacje, jakie między nimi zachodzą. Kiedy te sygnały zaczynają zbiegać się w czasie, wtedy możemy dostrzec, że zaczynają tworzyć trend. Tak więc, trendy zaczynają się na obrzeżach, a następnie zbiegają się w czasie. Nie są statyczne, one również ewoluują. To kolejny dobry wskaźnik.

Mają one również tendencję do zaspokajania podstawowych ludzkich potrzeb. W niektórych przypadkach wykraczają poza żywność, wodę, schronienie, mają trochę szerszy zakres. Jeśli zaspokajają wybraną ludzką potrzebę, to nadaje im rozpędu. Jeśli się przyjmą, ludzie tym bardziej chcą je zaadoptować, bo są użyteczne dla jakiejś grupy demograficznej lub innej. To coś zupełnie innego niż na przykład trend w przemyśle modowym, który może być trendem na dany sezon, a potem zniknąć lub rozproszyć się w dłuższym okresie.

Popyt na foresight

K. Nosarzewski:

W takim razie pomówmy o pewnych organizacjach i zespołach, dla których rozwój trendów może być istotny i dlatego mogą chcieć obserwować trendy (ang. trend-watching). Co tak naprawdę generuje popyt na  działalność zawodową związaną z obserwacją trendów i na outsourcing funkcji interpretacyjnej, którą realizujemy dla klientów? Czy to tylko inercja przedsiębiorstw i grup społecznych, które nie potrafią w porę zareagować na zmieniające się trendy, czy może to coś innego powoduje, że wspomniane grupy i organizacje zwracają uwagę na trendy?

M. Palatucci:

Dotykasz ważnej rzeczy, głównych sił definiujących rynek, który nazywa się foresight. Kiedy pracujemy z klientami, to staramy się dać im możliwość spojrzenia w przyszłość. Nie oznacza to, że tworzymy prognozy, ale sprawiamy, że nasi klienci i organizacje, z którymi współpracujemy, zwracają uwagę na te trendy na wcześniejszym etapie ich rozwoju. Można zatem być trend-watcherem, obserwować trendy i reagować na nie, gdy znajdą się na pierwszych stronach gazet lub gdy osiągną masę krytyczną.

Jednak prawdziwy insight i możliwości oddziaływania zyskuje się dopiero wtedy, gdy zrozumie się, jak te trendy będą kształtować się za trzy, pięć, dziesięć lat i później. Często okazuje się, że duże korporacje interesują się głównie prognozowaniem z perspektywy strategii, powiedzmy na trzy lub cztery lata w przyszłość i jego ściśle finansowymi aspektami. Są to więc prognozy finansowe.

To, co my staramy się zrobić, to przełamać ten schemat i otworzyć naszych klientów, po pierwsze, na znacznie dłuższy horyzont czasowy, a także na to co się dzieje w sąsiednich branżach.  Chcemy się upewnić, że różne działy firmy są świadome tego procesu i że będą w stanie ze sobą współpracować. A także, aby zwracały uwagę na inne branże, przedsiębiorstwa i zjawiska, nie związane bezpośrednio z ich obszarem pracy i branżą. Ponieważ często w ramach swojej branży jest się częścią większej całości.

Mamy więc w raporcie na przykład rozdział 11 Makroźródeł Dysrupcji i zachęcamy każdego, kto z nami pracuje, aby przyjrzał się temu samemu zestawowi 11 Makroźródeł. Technologia jest jednym z nich, ale jest to w pewnym sensie wyjątkowa siła wśród tych jedenastu, ponieważ przeplata się ze wszystkimi innymi. Pozostałe obejmują zakres od podziału zasobów w społeczeństwie  i demografii do spraw polityki i geopolityki.

Naprawdę lubimy włączać wszystkie te aspekty do naszej pracy, ponieważ tylko wtedy uzyskujemy lepsze wyczucie tego, jak wpasować się strategicznie w przyszłość, która kształtuje się, jak już powiedziałem, na pięć, dziesięć i piętnaście lat w przyszłość.

W poszukiwaniu sygnałów i szumu

K. Nosarzewski:

We wstępie do tegorocznej edycji odnosisz się do pracy nad trendami używając wyrażenia „cypher” (pol. szyfr). W ten sposób nawiązujesz do hipotezy, że istnieje sygnał i szum. Zakładasz, że sygnały mogą występować na różnych falach rzeczywistości i w różnych punktach otoczenia strategicznego, ale czy to jest dobre założenie? Spójrzmy prawdzie w oczy, jako ludzie jesteśmy stworzeni do poszukiwania i dostrzegania wzorców, nawet tam, gdzie tak naprawdę ich nie ma. Istnieje założenie, że wielkie korporacje są bardzo bezwładne i krótkowzroczne, że nie mają odpowiednich oczu, aby spojrzeć w przyszłość, że tak powiem. Czy nie jest tak, że szukając tych wzorców na prośbę klientów, próbując łączyć kropki, naprawdę wytężając wyobraźnię, angażujesz się w coś, do czego jesteśmy poznawczo, niejako, przygotowani, co uważamy za pożyteczne, ale co niekoniecznie zawsze okazuje się   produktywne? Próbuję Cię sprowokować, ponieważ też wierzę, że w większości przypadków jest to wartościowe, ale czy nie jest to po prostu błąd w percepcji, że te duże organizacje, że te duże firmy funkcjonują w przeświadczeniu, że na pewno coś przeoczyły w otoczeniu? Że rzekomo nigdy nie są wystarczająco szybkie, nie są wystarczająco zwinne, nie są wystarczająco pomysłowe, nie są wystarczająco kreatywne? I z tego samooskarżenia rodzi się potrzeba poszukiwania wzorców…

M. Palatucci:

 I wtedy staje się to samospełniającą się przepowiednią?

K. Nosarzewski:

Otóż to, jeśli się w to zaangażujesz, a następnie jeśli wyłożysz pieniądze na konkretny projekt, to go urzeczywistnisz. Więc w jakim stopniu jest to po prostu zaspokajanie korporacyjnego poszukiwania sensu życia? W jakim stopniu jest to imperatyw poszukiwania wzorców w rzeczywistości, poszukiwania prostej przyczynowości w środowisku biznesowym lub społecznym, w końcu potrzeba kontroli? A do jakiego stopnia jest to rzeczywisty proces odkrywania?

M. Palatucci:

Mamy do czynienia z bardzo naturalnym ludzkim instynktem poszukiwania i znajdowania wzorców, niezależnie od tego, czy one istnieją, czy nie. Organizacje lub klienci, z którymi pracujemy, chcą zyskać wewnętrzną zdolność foresightową, taki potencjał. Zatem nie chodzi o to, aby spojrzeć w przyszłość w imieniu klientów. Oni naprawdę chcą się nauczyć jak to zrobić, poznać metodologię i być w stanie ją zinternalizować. Kiedy nasz kontrakt się skończy, będą mogli przenieść tego rodzaju ramy i narzędzia w przyszłość. A wiele z nich posiada mechanizmy, które są w nie wbudowane, aby przeciwdziałać niektórym z tych uprzedzeń, stronniczości, tendencyjności, o których mówisz.

Sam wspomniałeś o zwrocie „łączenie kropek”. Często mówię o tym, jak strategiczny foresight nie służy temu by wypełnić puste pole, ale po to by połączyć kropki, sygnały, o których rozmawialiśmy o wcześniej. To są te kropki, relacje między nimi, połączenie, dzięki któremu możemy uzyskać wizję przyszłości. Nie jest to jedna przyszłość, ale jest to potencjalna, strategiczna przyszłość, która ma pewne prawdopodobieństwo. Lubimy też do pewnego stopnia punktować te prawdopodobieństwa, a nawet na etapie sygnałów, kiedy zbieramy sygnały, mamy mechanizmy pozwalające określić, czy sygnał jest słaby czy silny. Łącząc te mechanizmy i pilnując metodologii własnej pracy jesteś w stanie oddzielić chwasty od plew. Jesteś w stanie znaleźć strategiczne przyszłości, które mają wystarczająco wysokie prawdopodobieństwo, aby warto było się do nich przygotować.

I nie chodzi tu o przygotowanie na jeden wielki scenariusz przyszłości. Mówimy o  stopniowych działaniach opartych na szeregu strategicznych przyszłości, które zostały metodycznie wygenerowane i które analizujemy jako hipotezy, a nie jako strzały na oślep. Nie są to tylko domysły. Owszem, jeśli chciałbyś, mógłbyś zagrać w strategiczny foresight jako próbę wypełnienia pustej przestrzeni, ale byłoby to po prostu twórcze ćwiczenie w wyobrażaniu sobie przyszłości, rodzaj science-fiction. Natomiast to, co my staramy się zrobić, to naprawdę powiązać to z teraźniejszością. Pozwalamy, aby dane, które mamy do dyspozycji, te silne sygnały, opowiedziały nam historię. My tylko wypełnimy luki, zamiast wymyślać narrację, w której szukamy dowodów na poparcie.

Podejście jakościowe i ilościowe

K. Nosarzewski:

Opierając się na niektórych słowach, które tu padły, ale także na metodologicznym wstępie do Waszego sprawozdania, zastanawiam się, w jakim stopniu opieracie się na badaniach systematycznych. To znaczy, jeśli mówimy o opublikowanych pracach akademickich, patentach, to mówimy o setkach tysięcy punktów danych. A każdy punkt danych składa się z kilku słów kluczowych. To jest bardzo dużo. Jaka jest równowaga pomiędzy podejściem ilościowym i jakościowym? W 4CF, na przykład, udało nam się zautomatyzować część desk-research przy użyciu narzędzi do przetwarzania języka naturalnego. Jak Wy to robicie?

M. Palatucci:

Tam gdzie to było możliwe, zautomatyzowaliśmy proces eksploracyjnego zbierania sygnałów. Jest to więc system, z którego korzystamy regularnie, w różnych aspektach naszej pracy. Musimy posiadać wiedzę, to jest kluczowy aspekt naszej pracy, ale nie jesteśmy w stanie czytać wszystkiego, co publikuje się każdego dnia. Mamy więc czytniki, swego rodzaju analityczne “pająki” i crawlery, które są w stanie wyłuskać dane z nowo opublikowanych materiałów online. Monitorujemy również nowe zgłoszenia patentowe, a także badania akademickie, co w ostatecznym rozrachunku stanowi korpus danych strukturalnych, z których możemy korzystać, raczej niż z każdego nowego artykułu z porannych publikacji. Mamy pracowników, którzy filtrują informacje, w ten sposób posuwają nas o krok dalej, zanim my się w nie zagłębimy i zaczniemy dokonywać własnych osądów lub wykorzystywać dane, jak powiedziałeś, do budowania bardziej ilościowych modeli, co również robimy wewnętrznie.

Które trendy są naprawdę istotne?

K. Nosarzewski:

Przejdźmy do kolejnego cytatu z Twojego raportu. „Zespoły czasami mają trudności z uzgodnieniem, którymi trendami dzielić się z kierownictwem i kiedy”. To był dla mnie najzabawniejszy fragment. Zatem spotykasz się z zespołami klienta: z marketerami, planistami, ludźmi od innowacji, ludźmi od R&D… kimkolwiek… nazwijmy ich strategicznymi innowatorami produktów. Czy nie odnosisz wrażenia, że czasami szukają oni, w pewnym sensie, legitymizacji dla siebie, dla posiadanych przez nich mniej lub bardziej przypadkowych zbiorów informacji, i szukają jakiegoś potwierdzenia tego, co mają przedstawić, ponieważ… naprawdę nie są w stanie zdecydować. I być może do pewnego stopnia nikt nie jest w stanie powiedzieć, które trendy są naprawdę istotne w danym momencie. Patrząc na to z socjologicznej perspektywy, w korporacji zawsze jest trochę gry społecznej, trochę teatru. Po drugiej stronie stołu znajdują się ludzie, którzy tak jak każdy, w każdej organizacji, potrzebują wsparcia, aby przezwyciężyć lęk przed zrobieniem czegoś niewłaściwego. I potrzebują pieczęci FTI lub innej organizacji czy jakiegoś innego geniusza, przysłowiowego Tofflera, Naisbitta, niech im ziemia lekką będzie? Po prostu każdy ekspert foresightowy, jak Ty i ja, zapewnia ten rodzaj legitymacji. Jak ty walczysz ze stronniczością, tendencyjnością, która z tego płynie, z tej potrzeby certyfikacji?

M. Palatucci:

Cóż, zawsze będzie istniał osobisty aspekt tej pracy. Pracujemy z ludźmi, więc zawsze będą istnieć różne motywacje, różne zachowania, różne wcześniejsze doświadczenia, czy różne relacje z klientami i organizacjami, z którymi pracujemy. Ale musimy potrafić się poruszać w tym otoczeniu, elastyczność jest dla nas kluczem. 

Jeśli zaś chodzi o to,  co zwykle określam „akredytacją”, gdzie: „Och, będziemy mieć pieczęć FTI i to jest to, za co płacimy, a potem idziemy dalej” – nie wierzymy w to. Oczywiście, chcemy wykonać pracę, która ma znaczenie dla klienta i która nie wyląduje na półce. Chcemy, by została wykorzystywana, by do niej wielokrotnie sięgano i, miejmy nadzieję, przynajmniej w niektórych przypadkach, regularnie wykorzystywano podczas budowy planów strategicznych organizacji. A to wiąże się z “objawianiem” czasem dość trudnych prawd. Kiedy rozpoczynamy pracę, lubimy wydobyć z organizacji i klienta tyle, ile się da. Czasami nie zgadzamy się z informacjami czy danymi, które otrzymujemy, więc musimy się z nimi skonfrontować i powiedzieć: „Czy znajdziemy płaszczyznę porozumienia, czy nasza praca i ta wcześniej wykonana praca będą mogły współistnieć?”.

Certyfikacja i akredytacja

K. Nosarzewski:

Ale to co opisujesz, to  również jest oczekiwane zachowanie, standardowa psychologiczna dynamika rozmowy. To również gra na potrzebę tych ludzi, którzy chcą do pewnego stopnia i w granicach korporacyjnch konwencji być poddawanym w wątpliwość. Jest to część gry społecznej w konsulting. Więc rozumiem co do mnie mówisz, mam podobne doświadczenie, ale, proszę, kontynuuj, proszę, powiedz mi więcej pomyśl o emocjach, które są z tym związane, i jak struktura społeczna, wzór społeczny wpływa na tę sytuację. Jak naprawdę upewnić się, że klient nie dostanie tylko tej korzyści certyfikacyjnej, czy jak to ładnie określiłeś, akredytacyjnej?

M. Palatucci:

Myślę, że jedną z rzeczy, którą robimy nieco inaczej niż typowe, powiedzmy, firmy doradcze w zakresie zarządzania, jest to, że staramy się ustalić jeszcze przed rozpoczęciem projektu, że będziemy mieli dostęp do naprawdę każdego poziomu w hierarchii stanowisk w organizacji. Nie oznacza to, że nasza praca będzie, jak w lejku, przebiegała od dołu do góry, ale że będziemy mieli możliwość przeprowadzania wywiadów, rozmów, spotkań jeden na jeden z przedstawicielami wszystkich szczebli od samego początku.

Ponieważ to, co chcemy zrobić, to uczynić z zespołu, z którym pracujemy bezpośrednio u klienta swego rodzaju osoby referencyjne. Chcemy, aby ten zespół błyszczał, aby byli w stanie wziąć naszą pracę, zanieść ją i wytłumaczyć wszędzie tam, gdzie jest to konieczne. Nie chcemy polegać tylko na nich, ponieważ to my tworzymy tę pracę. Ale chcemy rozmawiać z ludźmi, którzy będą z wyników tej pracy korzystać i ustalić prawdziwą funkcję, jaką wyniki naszej pracy mają pełnić. Czy jest to coś, co jest przeznaczone do użytku wewnętrznego? Gdzie będzie zwiększony nacisk na foresight i wewnętrzne zdolności foresightowe? Czy chcą być w stanie opowiedzieć właściwe historie i zbadać, jak działa metodologia? To może być jeden rodzaj projektu. W innych przypadkach, może to jest praca, która jest przeznaczona dla różnych dostawców lub klientów organizacji, z którą pracujemy? Wtedy musimy nieco zmienić nasze wyniki w odniesieniu do tego, jakie będzie ich ostateczne zastosowanie.

Technologiczny sygnał większej zmiany

K. Nosarzewski:

Spędziliśmy trochę czasu na dyskusji o narzędziach i metodach, ale teraz przejdźmy do zawartości Waszego raportu. Czy jest coś, co szczególnie spodobało Ci się w aktualnej edycji? A może jest coś, co według Ciebie jest sygnałem większej zmiany, która ma nadejść? Coś, co osobiście rezonuje z Tobą jako futurystą?

M. Palatucci:

Jestem szczególnie zainteresowany rozszerzoną rzeczywistością (ang. extended reality i augmented reality, AR), rzeczywistością wirtualną (ang. virtual reality, VR) i podzbiorem rozszerzonej rzeczywistości zwanej „rzeczywistością pomniejszoną” (ang. diminished reality). Jest to trochę mniej znane, niekoniecznie powszechnie używane pojęcie, ale rzeczywistość pomniejszona skupia się na usuwaniu lub tłumieniu elementów naszego otoczenia, zamiast dodawania ich do niego.

Myślisz o rozszerzonej rzeczywistości, słyszysz „rozszerzenie” i wyobrażasz sobie „Ok, to będzie miało cyfrową postać lub będą jakieś dźwięki, które ulepszą doświadczanie przeze mnie mojego otoczenia”. Natomiast rzeczywistość pomniejszona skupia się na blokowaniu lub “zamazywaniu” pewnych elementów, co pozwala użytkownikowi skupić się, zmienić swoje zachowanie.

Ma to naprawdę niesamowite zastosowanie na przykład w terapii PTSD. Dla każdego, kto cierpi na PTSD lub autyzm, kto jest czuły na jakiekolwiek audiowizualne impulsy, które powodują u niego ogromny niepokój lub ból, rzeczywistość pomniejszona jest niezwykle obiecującą technologią.

Teraz, gdy rozszerzona rzeczywistość przecina się z ekosystemem urządzeń, zaczął się na tym polu pewien interesujący ruch. Nastąpi to w ciągu najbliższych lat, a nawet już się zaczęło. To jest to przesunięcie od smartfona do inteligentnych okularów, więc zmierzamy od ręki do głowy. Ze względu na inwestycje, które widzieliśmy ze strony wszystkich głównych graczy technologicznych, w zestawy, które mogą wyglądać jak zwykłe okulary, na przykład ramki Amazon Alexa, już teraz dostępne dla konsumentów, rodzaj bardzo wczesnej generacji inteligentnych okularów, których będzie pojawiać się coraz więcej. Będą coraz mniejsze i lżejsze, konsumenci będą w stanie w nich chodzić, żyć swoim życiem i mieć wolne ręce, których wcześniej używaliśmy do obsługi smartfonów.

Wspomnę o kilku ciekawostkach. Wczesne projekty tych urządzeń mają faktycznie inteligentne soczewki. Tak więc, nie ma w rzeczywistości żadnych wizualnych składników, wiele z tych okularów pierwszej generacji ma funkcje audio. Co jest ciekawe, kiedy weszły na rynek Google Glass, myślę, że każdy przyzna, że to było jeszcze za wcześnie.

K. Nosarzewski:

Haha, to prawda.

M. Palatucci:

I być może niektóre aspekty tego nie zostały załatwione do końca dobrze. Głównym problemem jest to, że ludzie nie czuli się komfortowo, wiedząc, że osoba nosząca te dziwaczne okulary może ich nagrywać, nagrywać ich na wideo, więc nie było to mile widziane przez ogół społeczeństwa. Dźwięk jest nieco mniej inwazyjny. Jeśli widzimy kogoś, kto mówi do swoich okularów, to nie różni się tak bardzo od kogoś, kto mówi do swoich słuchawek. Ale w miarę upływu czasu, gdy te urządzenia będą coraz bardziej zaawansowane, zaczniemy dostrzegać niektóre z tych funkcji rozszerzonej rzeczywistości, funkcji zmniejszonej rzeczywistości, a następnie włączać je do naszego codziennego życia. Będzie więcej nowych platform rzeczywistości, w którą angażujemy się na co dzień. Podobnie jak z Internetem, na początku można było wejść do sieci i wyjść poza nią, a z czasem okazało się, że jesteśmy po prostu zawsze online, czy to z naszych własnych urządzeń, czy z urządzeń wokół nas. To samo prawdopodobnie stanie się z rozszerzoną rzeczywistością, gdzie zamiast wskakiwać do immersyjnego doświadczenia VR by spędzić trochę czasu w zupełnie obcym świecie, będziemy spędzać cały dzień gdzieś w okolicach spektrum wirtualności i rzeczywistości. A te elementy będą płynnie  pojawiać się i znikać w naszych codziennych doświadczeniach. To jest coś, co mnie bardzo fascynuje, jest wiele danych wskazujących na to, że ten trend przyspiesza i myślę, że w najbliższych latach będziemy świadkami wynikającej z niego transformacji.

K. Nosarzewski:

Powiedziałbyś więc, że w przyszłości zalecany, higieniczny plan dnia będzie wyglądał tak: ok. Dwie godziny pracy w interfejsie mózg-komputer, potem pięć godzin zwykłego uzależnienia od smartfona lub AI, a na koniec może dwie lub trzy godziny w zbiorniku deprywacji sensorycznej? Czy byłoby to coś w tym stylu?

M. Palatucci:

Zależy, czy brzmi to jak przyszłość optymistyczna, czy pesymistyczna. Niektóre z tych elementów prawdopodobnie się zrealizują. To zabawne, że wspomniałeś o zbiornikach izolacyjnych, ponieważ deprywacja sensoryczna jest właściwie kolejnym potencjalnym zastosowaniem technologii rzeczywistości zmniejszonej. Nie musisz mieć w mieszkaniu ogromnego zbiornika, do którego mógłbyś wejść, masz taką możliwość dzięki znacznie mniejszej, bardziej przystępnej technologii.

Wyciszanie hałasu jest właściwie jednym z najbardziej wszechobecnych zastosowań pomniejszonej rzeczywistości już teraz. Kiedy wyjaśniamy ten temat komuś, a oni są zdumieni, mówię: „Prawdopodobnie doświadczyłeś tego w swoim życiu, już możesz posiadać urządzenie zmniejszonej rzeczywistości. Możecie nie być tego świadomi, ale… w waszym życiu ten trend jest całkiem obecny”.