Jeśli trendy klimatyczne, demograficzne i bezpieczeństwa utrzymają się, z dużym prawdopodobieństwem doprowadzą do poważnego kryzysu humanitarnego w Azji i Afryce, wymuszając migracje ludności poza granice ojczystych krajów.
- Zgodnie z danymi Banku Światowego oraz ONZ obecnie poza krajem swojego pochodzenia żyje 270 milionów ludzi (3,4 procent całej ludności świata).
- Trend wzmacniać będą przewidywane efekty trzech innych globalnych tendencji: globalnego ocieplenia, rosnącej populacji świata i rosnących napięć międzynarodowych.
- Dane sondażowe wskazują, że około 710 milionów dorosłych osób na świecie (14 procent) chciałoby osiedlić się w innym kraju, jeśli miałoby taką możliwość.
- Należy dostrzec różnicę między migracjami wymuszanymi przez dramatyczne i niezależne od jednostek czynniki (takie jak konflikty militarne, katastrofy naturalne czy prześladowania) – a autonomiczną, niewymuszoną decyzją o migracji w poszukiwaniu lepszych niż obecne warunków życia.
- Wobec trendów demograficznych w krajach rozwiniętych, wskazujących na starzenie się społeczeństw, kraje rozwinięte, przyciągające migrantów muszą dostosować swój model gospodarczy i społeczny do nadchodzących zmian, wszystko wskazuje bowiem na to, że w przyszłości także dotkną ich wzmożone migracje ludności.
- „tak naprawdę niezależnie od tego czy będzie, czy nie będzie nam się to opłacać gospodarczo, migrantów przyjmować raczej będziemy musieli.”
OPIS I ZNACZENIE MEGATRENDU
Zgodnie z danymi Banku Światowego oraz ONZ obecnie poza krajem swojego pochodzenia żyje 270 milionów ludzi (3,4 procent całej ludności świata). 90 procent z nich to migranci ekonomiczni, reszta to głównie uchodźcy, czyli osoby, które musiały opuścić swoje miejsce zamieszkania ze względu na prześladowania, zagrożenie zdrowia i życia. Te same źródła prognozują, że trend migracji ludności w perspektywie roku 2050 będzie rósł i w 2050 roku powyższy wskaźnik osiągnie wartość 4 procent. Oznaczać to będzie, że na świecie poza krajem urodzenia mieszkać będzie 368–408 milionów ludzi.
Argumentami przemawiającymi za tą prognozą są przewidywane efekty trzech innych globalnych trendów: globalnego ocieplenia, rosnącej populacji całego świata i rosnących napięć międzynarodowych. Jeśli te trendy utrzymają się, z dużym prawdopodobieństwem doprowadzą do poważnego kryzysu humanitarnego w Azji i Afryce, zmuszającego ludność tych regionów do szukania szansy na przeżycie poza granicami swoich ojczystych krajów. Ponadto na wymienione trendy dodatkowo nakłada się mobilność – rosnąca za sprawą globalizacji i rozwoju techniki.
Ludzie chcą migrować
Aktualizowane regularnie dane Gallupa sugerują, że około 710 milionów dorosłych ludzi na świecie (14 procent) chciałoby osiedlić się w innym kraju, jeśli miałoby taką możliwość – w tym 31 procent mieszkańców Afryki Subsaharyjskiej, 22 procent mieszkańców Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Najmniej skłonni do migracji są mieszkańcy różnych rejonów Azji i mieszkańcy Australii (7–10 procent). Badania pokazują, iż chęć migracji wzrasta przede wszystkim w europejskich krajach spoza Unii Europejskiej, w Ameryce Łacińskiej, krajach karaibskich, Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.
Wahania liczby migrantów oraz osób chcących opuścić swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania wiążą się przede wszystkim z sytuacją gospodarczą w ich kraju (co powinno zwrócić naszą uwagę również na ewentualny wpływ pandemii na kondycję gospodarki, a co za tym idzie – na ruchy migracyjne). Chęć poprawy indywidualnych warunków życia oraz bezpieczeństwa socjalnego jest jedną z dominujących motywacji migrantów.
Desperacja, spełnianie marzeń czy brain drain?
Z migracjami wiąże się wiele często fałszywych wyobrażeń.
Przede wszystkim, aby właściwie spojrzeć na zjawisko migracji, należy dostrzec różnicę między migracjami wymuszanymi przez dramatyczne i niezależne od jednostek czynniki (takie jak konflikty militarne, katastrofy naturalne czy prześladowania) – a autonomiczną, niewymuszoną decyzją o migracji w poszukiwaniu lepszych niż obecne warunków życia – nie mówiąc już o spełnianiu marzeń o życiu i pracy w innym kraju. W analizie powodów, dlaczego – i dokąd – ludzie migrują, niezwykle istotne są także tzw. push and pull factors, czyli czynniki, które popychają do opuszczenia dotychczasowego miejsca zamieszkania, a także te, które przyciągają do określonego miejsca docelowego.
Warto zauważyć, że kluczowe dla statusu imigrantów są sytuacja polityczna w kraju przyjmującym, nastroje społeczne, zapotrzebowanie na pracę, preferencje i oczekiwania wobec migrantów. Biurokratyczne bariery, takie jak wizy i pozwolenia na pracę, są zwykle łatwiejsze do sforsowania dla osób młodych, dobrze wykształconych, o wyższym kapitale społecznym, pożądanych na rynku pracy w kraju przyjmującym, przybywających z kraju z pokrewnego kręgu kulturowego. Bardzo odległy od tego raczej optymistycznego ujęcia jest przypadek wymuszonych migracji, które wiążą się ze zjawiskiem uchodźctwa – gdy perspektywy głodu, katastrof naturalnych, chorób czy prześladowań coraz częściej skłaniają ludzi do opuszczania domów – które częściej przybierają formę fal migracyjnych i są wyzwaniem dla krajów przyjmujących. Choć na razie, wbrew powszechnemu przekonaniu, liczby zdesperowanych migrantów nie są zastraszające, w perspektywie kolejnych dekad, wraz z pogłębiającym się kryzysem klimatycznym, ten czynnik będzie coraz istotniejszy.
Jak wspomniano, wiele zależy od polityki kraju przyjmującego oraz od poziomu kapitału kulturowego, którym dysponuje osoba migrująca. Oba czynniki wpływają na wzajemną integrację. Trzeba pamiętać, iż w wielu przypadkach emigranci utrzymują kontakt z krajem pochodzenia, przesyłają przynajmniej część zarobionych pieniędzy „do domu” oraz służą jako motywujący przykład dla rodaków, który (jeszcze?) nie wyjechali. Część emigrantów wraca także ze zdobytym doświadczeniem do kraju pochodzenia.
W interesującym nas kontekście, istotniejsza jest jednak analiza konsekwencji migracji o dużej skali. Prócz „drenażu mózgów”, czyli utraty młodej, najczęściej lepiej wykształconej części populacji, mogą to być trudności z zapewnieniem podstawowych warunków bytowych osób migrujących, wzrost napięć politycznych oraz tworzenie się enklaw biedy w krajach docelowych migracji. Przemiany pracy – takie jak automatyzacja i cyfryzacja – szybciej zachodzące w krajach docelowych, również będą wpływać na możliwości integracji w krajach przyjmujących imigrantów.
Warto przy tym zwrócić uwagę, iż celem imigrantów są głównie obszary zurbanizowane (a w miastach żyje ponad jedna trzecia z 68,5 miliona uchodźców na świecie), co – jak podkreślam w opisie megatrendu dotyczącego wzrostu urbanizacji – może powodować dodatkowe napięcia społeczne i stanowić będzie rosnące wyzwanie dla zarządzających miastami. Aspekt wzajemnego szoku kulturowego – mimo że często pomijany i z pozoru banalny – wydaje się tu szczególnie istotny. Oczywiście nieco inny charakter mają wewnętrzne migracje ludności niż spoza granic, jednak zawsze istotny pozostaje aspekt integracji.
Imigranci – nie ma się czego bać?
Obecnie poza krajem swojego urodzenia mieszka niemal 3,5 procent całej populacji świata – to ułamek niewiele większy niż w latach 60. XX wieku. Mimo że przemieszczanie się i podejmowanie dalekich podróży jest dziś o wiele łatwiejsze niż w przeszłości, bariery stwarzane przez biurokrację stają się coraz trudniejsze do sforsowania. Nie sprzyja również klimat polityczny związany z migracjami – w szczególności wzrost populistycznych nastrojów oraz dezinformacja sprzyjają narracji potęgującej strach przed przybyszami. Jednak to raczej niedostatki polityk socjalnych, rynków pracy czy edukacji krajów przyjmujących (oraz cyniczne wykorzystywanie sytuacji przez polityków) są przyczyną społecznego niepokoju niż sami migrujący. Z drugiej strony, fale migracyjne mają również wielki wpływ na społeczeństwa i gospodarki krajów, które wyludniają się i są opuszczane przez jednostki najbardziej mobilne, skłonne do migracji.
Niektórzy eksperci uważają, że gdyby wszyscy, którzy chcą migrować, mieli taką możliwość, globalny PKB wzrósłby dwukrotnie. Niezależnie od tego, czy tak optymistyczna prognoza jest słuszna, na pewno stwierdzić można, iż koszty społeczne takiej zmiany mogą być katastrofalne. Dla nastrojów politycznych i społecznych szczególnie dysruptywne wydają się wielkie, niespodziewane fale migracyjne, są one bowiem obciążeniem dla instytucji, a także modeli „wchodzenia” migrantów do społeczeństw przyjmujących. (Tu wyróżnić można różne stopnie: separację, adaptację, intergację i asymilację; oraz wymiary: ekonomiczny, kulturowy, społeczno-polityczny oraz tożsamościowy). Wobec trendów demograficznych w krajach rozwiniętych, wskazujących na starzenie się społeczeństw, otwarcie się na imigrantów może okazać się konieczne. Kraje rozwinięte, przyciągające migrantów (jak pokazują badania: w szczególności USA, Kanada, Niemcy, Francja, Australia) muszą dostosować swój model gospodarczy i społeczny do zmian wiążących się z negatywnymi (dla nich w obecnej formie) megatrendami, wszystko wskazuje bowiem na to, że w przyszłości będą one celem wzmożonych migracji.
POLSKA WOBEC MEGATRENDU MIGRACJI
Biorąc pod uwagę prognozowany przez GUS spadek populacji Polski (zob. megatrend wzrostu populacji świata) przyjęcie imigrantów może być dla naszego kraju korzystne. Już obecnie Polska korzysta ze znacznych zasobów ludzkich spoza własnego terytorium (według danych Eurostatu, Polska przyjęła największą liczbę imigrantów w 2018 roku wśród wszystkich krajów UE) – głównie z Ukrainy, co pozwala utrzymać obecny model gospodarczy. W kontekście tym rysuje się jednak problem powielania przez Polskę błędów w polityce migracyjnej popełnianych w poprzednich dekadach przez kraje Europy Zachodniej. Aktualnie imigranci zasilają przede wszystkim najgorzej płatne stanowiska pracy w głównych ośrodkach miejskich, co powoduje wzmacnianie się wielu linii podziałów w społeczeństwie, sprzyja wzrostowi polaryzacji społecznej, tworzeniu się enklaw (przede wszystkim w miastach) oraz utrwalaniu stereotypów związanych z migracjami.
Różnice ekonomiczne nakładają się na różnice etniczne, co sprzyja narastaniu napięć społecznych, dyskryminacji oraz zjawisku tak zwanej gettoizacji. Problem ten warto zaadresować, ponieważ w kolejnych dekadach wraz ze starzeniem się społeczeństwa polskiego (zob. megatrend starzenia się społeczeństw) presja na ratowanie systemu emerytalnego oraz rynku pracy imigrantami będzie dodatkowo rosła. Przy tym w przeciwieństwie do obecnej imigracji przyszłe fale przybyszów będą najpewniej pochodziły z regionów obcych kulturowo większości polskiego społeczeństwa, co dodatkowo nasilać będzie skalę problemu. Dlatego konieczne stanie się prowadzenie przemyślanej polityki imigracyjnej i stricte społecznej, która pozwoli na adaptację przybyszów oraz zminimalizuje ryzyko napięć społecznych.
MOŻLIWE ZMIANY TRENDU
Nawet megatrendy nie są absolutnie zdeterminowane i mogą podlegać zmianom. O to, co może wzmocnić lub osłabić migracje ludności, zapytaliśmy ekspertkę z firmy foresightowej 4CF Zofię Bednarczyk.
Jaki wpływ na migracje ludności będzie miała zmiana klimatu?
Ocieplenie klimatu prawdopodobnie nasilać będzie zjawisko migracji klimatycznych czy inaczej uchodźctwa klimatycznego.
Wpływ zmian klimatu może przybrać charakter bezpośredni, kiedy wzrost globalnych temperatur sprawiać będzie, że część obecnie zamieszkiwanych przez ludzi terenów stanie się niezdatna do życia. Może być to spowodowane np. pustynnieniem i brakiem wody pitnej, okresowym wzrostom temperatur do poziomów istotnie przekraczających warunki komfortu cieplnego człowieka, powodziami, podnoszeniem poziomu oceanów i zalewaniem terenów nadbrzeżnych czy erozją linii brzegowej. Zmiany klimatu mogą także sprzyjać nasileniu migracji w sposób pośredni, np. w wyniku powodowanych przez nie kryzysów gospodarczych, epidemii chorób (m.in. cholera, malaria), czy konfliktów zbrojnych.
To jak duża będzie skala migracji, trudno jest przewidzieć. Najczęściej przytaczaną w tym kontekście liczbę stanowią szacunki niedawno zmarłego prof. Normana Myersa z Uniwersytetu Oksfordzkiego, który spodziewał się, że do 2050 roku będziemy mieć na świecie przeszło 200 milionów uchodźców klimatycznych. Szacunki te jednak nie są precyzyjne i zależeć będą od wielu dodatkowych czynników. Począwszy od tego, w jaki sposób postępować będzie globalne ocieplenie (jak do tej pory postępuje szybciej niż było to wcześniej prognozowane), jakie zachodzić będą zmiany demograficzne na świecie (np. czy globalna demografia przyhamuje), jak rozwijać się będzie trend urbanizacji (zmiany klimatu inaczej dotykają ludność miejską i wiejską, inna też jest skala) oraz jakie zajdą zmiany gospodarcze. Istotne jest też to w jakim stopniu migracje ludności będą miały charakter wewnętrzny, tj. ograniczający się do terytorium dotkniętego danym kryzysem kraju, a na ile powodować będą emigrację do innych państw czy regionów świata. W najoptymistyczniejszych prognozach mówi się o mniej niż 100 milionach przesiedleńców, w najczarniejszych scenariuszach liczba ta sięga blisko miliarda w perspektywie 2050 roku.
Większość ekspertów podkreśla bardzo pozytywny wpływ imigracji dla gospodarek krajów przyjmujących – czy wręcz jej konieczność. Czy kraje rozwinięte powinny dążyć do wzrostu imigracji, by utrzymać wzrost, czy też istnieją inne trendy, które sprawiają, że kraje rozwinięte powinny dążyć do ograniczenia migracji?
Problem jest złożony. To, jak migracja wpłynie na gospodarkę krajów przyjmujących zależeć będzie od wielu czynników. Przede wszystkim od tego, jaki kraj będzie rzeczonym krajem przyjmującym. Domyślnie zakładamy, że będą to kraje najbogatsze, bo to one – chociaż dziejowo niesłusznie – prawdopodobnie zostaną w najmniejszym stopniu dotknięte skutkami globalnego wzrostu temperatur (przynajmniej na początku). Jednak obecnie większość migracji ma charakter wewnętrzny lub obejmuje migrację do państw sąsiadujących.
Wynika to nie tylko z istotnych ograniczeń możliwości wjazdu np. do Unii Europejskiej, ale także z faktu, że ludzie w większości nie chcą migrować z dala od rodzinnych terenów do miejsc obcych im terytorialnie i kulturowo. Warto w tym kontekście przypomnieć, że zdecydowana większość migrantów z Syrii, bo blisko 5 milionów, przyjęta została przez kraje regionu, głównie Turcję, Liban, Jordanię i Irak. Migracje wewnętrzne i migracje ludności do państw ościennych, zmagajacych się zwykle z własnymi problemami gospodarczymi i humanitarnymi, będą dla ich gospodarek raczej istotnym obciążeniem niż wsparciem.
Inaczej wygląda sytuacja krajów najbogatszych. Migracja do tych państw, pod pewnymi warunkami, może przynieść im wymierne korzyści gospodarcze. Kraje te są bowiem w większości dotknięte procesem starzenia społeczeństwa. GUS szacuje, że w Polsce w 2050 roku ponad 30 proc. ludności stanowić będą osoby po 65 roku życia. Nawet jeśli osoby te nie znajdą się w większości na emeryturze, wydajność ich pracy będzie zdecydowanie niższa niż osób młodych. Relatywnie duży udział osób starszych w gospodarce może ją istotnie obciążać i tutaj właśnie pojawia się miejsce dla migrantów. Struktura demograficzna w krajach najbardziej zagrożonych skutkami globalnego ocieplenia jest i raczej będzie w przyszłości bardziej zrównoważona. Napływ tych osób do Europy i Polski może stanowić dobrą odpowiedź na problem starzejącego się społeczeństwa.
Przy czym kluczowym jest tu to, że “może” tak być, a nie “musi”. Wszystko zależy od innych czynników. Sprawa skomplikuje się, na przykład, jeśli doświadczać będziemy postępującej automatyzacji pracy. Wtedy problem starzejącego się społeczeństwa, nawet jeśli zaistnieje, będzie mieć zupełnie odmienny charakter. Nie będzie to bowiem problem realnej sfery gospodarki, która z uwagi na brak rąk do pracy nie będzie w stanie utrzymać produkcji na poziomie odpowiadającym aktualnym potrzebom społeczeństwa. Automaty zastąpią pracowników i umożliwią produkcję adekwatną do potrzeb. Pojawi się jednak problem równoważenia dystrybucji środków w systemie, w którym zachodzą gwałtowne zmiany w układzie sił między pracującymi, właścicielami zautomatyzowanych środków produkcji oraz osobami pozostającymi na emeryturze. Rolą polityków w tym układzie będzie głównie zapobieganie gwałtownie nasilającym się nierównościom społecznym przy zachowaniu dobrego stanu gospodarki. Zwiększenie ruchów migracyjnych nie tylko nie rozwiąże tego problemu, ale wręcz dołoży kolejny element do tej wystarczająco już trudnej układanki.
Wpływ nasilonych migracji na stan gospodarki zależeć będzie także od tego, jaką politykę migracyjną wdrożą kraje ich przyjmujące. Paradoksalnie, polityka która wydawać się może najbardziej korzystna w krótkim okresie, jest najbardziej niebezpieczna w perspektywie długofalowej. Możemy w tym aspekcie nauczyć się wiele na błędach z przeszłości. Kraje Europy zachodniej przez lata przyjmowały migrantów zarobkowych, oferując im stanowiska pracy w zawodach, które stawały się nieatrakcyjne dla ich rodowitych mieszkańców. Przyczyniło się to do nakładania się na siebie podziałów o charakterze etnicznym i ekonomicznym, utrwalaniu stereotypów oraz dyskryminacji kolejnych pokoleń dzieci migrantów. Oto okazało się, że rodziny imigranckie zarabiały relatywnie najmniej, zamieszkiwały wspólne dzielnice (najtańsze) i były najbardziej podatne na skutki wahań koniunkturalnych. W efekcie to one odczuły najsilniej skutki kryzysu gospodarczego w pierwszej dekadzie XXI wieku, co zaowocowało nasileniem napięć społecznych oraz dało pożywkę grupom ekstremistycznym rekrutującym uczestników spośród sfrustrowanej brakiem perspektyw młodzieży.
Warunkiem pełnego wykorzystania potencjału migracyjnego, wydaje się polityka migracyjna, która pozwoli na pełne włączenie migrantów do społeczeństw krajów przyjmujących. Przy czym nie chodzi tutaj bynajmniej o asymilację kulturową, lecz o faktyczne zagwarantowanie migrantom równych praw względem obecnych obywateli. W praktyce oznacza to przyjmowanie osób stanowiących pełen przekrój społeczny, które zasilać będą rynek pracy nie tylko w obszarze miejsc najgorzej płatnych, ale także specjalistycznych oraz wyższych menedżerskich.
Powinniśmy dążyć do tego by przekrój społeczny środowisk imigranckich odpowiadał przekrojowi społecznemu kraju przyjmującego. To zaś oznaczałoby aktywne wsparcie przybyszy – kursy językowe, kursy doszkalające, wsparcie na studiach lub nostryfikację dyplomów, a także zapewnienie – przynajmniej tymczasowego mieszkania, itd. Największym wyzwaniem w tym kontekście wydaje się dojrzałość społeczeństw krajów przyjmujących do podjęcia tego wysiłku. Jeśli dominować będzie myślenie w kategoriach “obcy zabierają nam pracę” czy “opieka należy się w pierwszej kolejności dotychczasowym obywatelom”, to jesteśmy skazani na porażkę.
Globalne migracje mogą być napędzane wzmagającymi się skutkami zmiany klimatu. Jak to może wyglądać? Czy mitygacja i udana adaptacja do zmian klimatu zatrzyma fale imigrantów?
Mitygacja i udana adaptacja na pewno powstrzymałyby falę migracji klimatycznych, ponieważ wyeliminowałyby czynnik za te migracje odpowiadający. Pytanie nie brzmi jednak, czy mitygacja zatrzyma migrację, ale czy tak rozumiana mitygacja jest jeszcze w ogóle możliwa? Jako futurolożka jestem bardzo otwarta na różne wizje i warianty przyszłości. Staram się nie przywiązywać do jednej, wyobrażonej przez siebie wizji świata. Zawsze pytam, a co jeśli…? Jednak w przypadku możliwości szybkiego zatrzymania zmian klimatu tych opcji jest naprawdę niewiele. Pamiętajmy, że klimat charakteryzuje się dużą bezwładnością, a nasze dzisiejsze działania przyniosą rezultat dopiero za kilka dekad. Dzisiaj zaś, wciąż jako ludzkość działamy coraz bardziej na jego szkodę pobijając kolejne roczne rekordy emisji gazów cieplarnianych. Dlatego warianty przyszłości, w której zmiany klimatu zostają gwałtownie powstrzymane przyjmują charakter tzw. dzikich kart, czyli wydarzeń bardzo mało prawdopodobnych o potężnym wpływie na rzeczywistość. Taką dziką kartą może być np. wynalezienie przełomowej technologii pochłaniania CO2 z atmosfery albo… lądowanie obcych, którzy uratują nas z potrzasku, w którym przez własne zaniedbania się znaleźliśmy. Są to jednak przyszłości bardzo mało prawdopodobne i powinniśmy się szykować na trudne zmiany. Udana mitygacja na dzień dzisiejszy oznacza skuteczne działania, które pozwolą nam uniknąć globalnej katastrofy uniemożliwiającej życie ludzi na Ziemi, a nie działania, które zahamują migracje.
Migracje ludności zatem będą i już dziś powinniśmy zacząć się do nich przygotowywać, na przykład promując zmianę społeczną, która umożliwi pokojowe włączanie przybyszy w tkankę społeczną, o czym wspomniałam odpowiadając na pytanie o wpływ migracji na gospodarkę. Nie wspomniałam wtedy jednak, że tak naprawdę niezależnie od tego czy będzie, czy nie będzie nam się to opłacać gospodarczo, migrantów przyjmować raczej będziemy musieli. Chociażby z uwagi na solidarność i elementarną odpowiedzialność za losy świata. W końcu to kraje najbogatsze najbardziej skorzystały na dewastacji środowiska, a to nie one ponoszą najwyższą tego cenę.
Megatrendy 2050 to wspólny projekt Polskiego Towarzystwa Studiów nad Przyszłością oraz firmy 4CF. Zachęcamy do lektury pozostałych części cyklu!